Friday 25 November 2016

"Nie, w sobotę nie mogę..." czyli kilka refleksji na początek sezonu.// "No, I can't do Saturday..." or a few thoughs for the new season.

*English version's below the cut*

Dla wszystkich fanów skoków narciarskich wreszcie nadszedł upragniony, długo wyczekiwany czas. 
Czas „nie, w sobotę nie mogę…”, czas wzruszeń, szczęścia, smutków, złości, czas serca bijącego nieprawdopodobnie głośno. Mówiąc prościej – rozpoczął się kolejny sezon. Nie mamy jeszcze pojęcia, co przyniesie – zarówno naszym ulubieńcom, jak i nam samym w naszych skokowych podróżach. Właściwie możemy być pewni tylko dwóch rzeczy: że nie będzie nudno, i że, prędzej czy później, pakując się na kolejny wyjazd czy po raz kolejny umierając ze zdenerwowania przed telewizorem usłyszymy od kogoś odwieczne pytanie: „No i na co ci to?” lub równie popularny komentarz: „że ci się tak chce…”. Czasem wypowiadane bywają z niedowierzaniem lub pogardą, częściej z sympatią czy nawet podziwem, ale większość z nas w tej czy innej formie pewnie je już słyszała. Ich zasięg nie ogranicza się jednak tylko do fanów skoków narciarskich i o tym właśnie chciałam dziś napisać. 


Ludzie mają absolutnego fioła na punkcie różnych rzeczy – niektórzy wiedzą wszystko, co można wiedzieć o jakiejś dyscyplinie i poznają jej zawodników po butach, inni znają na pamięć każdą piosenkę ulubionego zespołu i miesiącami odkładają pieniądze, by móc zobaczyć ich na żywo, następni mają w domu siedem kotów, poza którymi nie widzą świata, kolejni czytają każde słowo napisane prze ulubionego autora tak długo, aż nauczą się ich wszystkich na pamięć, jeszcze inni spędzają całe dnie przygotowując skomplikowane i niezwykle realistyczne cosplay’e swoich ulubionych postaci, są też tacy, którzy nie mogą przeżyć choćby jednego dnia bez swojej ulubionej formy treningu albo z wielkim zapałem uprawiają domowy ogródek. Można by tak wymieniać w nieskończoność, bo, mówiąc w skrócie: ilu ludzi, tyle obsesji. A wszystkie pewnie prędzej czy później prowadzą do konieczności zmierzenia się ze wspomnianymi uwagami.

 Muszę Wam coś zdradzić: to od zawsze byli moi ulubieni ludzie. Ci z pasją, ci w jakiejś kwestii zupełnie szaleni, mający to coś, samo wspomnienie czego powoduje, że cali niemal błyszczą. Możemy się nie dogadywać, mogę kompletnie nie rozumieć, o co im właściwie chodzi i co w tym jest takiego fajnego, ale zawsze z ogromną radością słucham ich opowieści. Mało jest rzeczy tak uroczych i tak inspirujących, jak ktoś mówiący o swojej pasji.

Choć tak do końca o niej opowiedzieć raczej nie sposób. Dlatego właśnie nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie „Po co ci to?”. Po nic właściwie. W sumie nie chodzi przecież o to, co się z tego ma. Rzecz tkwi przecież przede wszystkim w tym, co właściwie by zostało, gdyby tego nie było. Przykład: kim byłabym bez corocznego okrzyku „KAAAMIŚ, TO KAMIŚ!” gdy na belce startowej po raz pierwszy w sezonie pojawia się Kamil Stoch? Wiem, że to dość absurdalna ilustracja tej kwestii, ale rozumiecie, do czego dążę. Bez szaleństw, tych małych i tych większych, coś by na pewno nam w życiu zostało, ale czy to by wystarczyło? Czy dla tego naprawdę wciąż byłoby warto?
W sumie nie wiem. Nie próbowałam. I rzecz chyba właśnie w tym, że próbować w ogóle nie chcę. 

Dlatego fakt, że „tak ci się chce wciąż…” nie powinien być w ogóle zadziwiający. To przecież właśnie to sprawia, że chce mi się też robić cokolwiek innego. Że jest po co wstawać z łóżka w pochmurne dni. Że jest o czym marzyć i co wspominać. Gdyby nie chciało mi się właśnie tego, nie miałabym też ochoty na nic innego. Wtedy dopiero można byłoby postawić pytanie: po co?

Dlatego jeżeli zapytalibyście mnie, w co wierzę, powiedziałabym, że przede wszystkim w pasję. W poświęcanie się temu wszystkiemu, co sprawia, że twoje serce bije mocniej. Nawet jeżeli możesz oddać się tym ukochanym rzeczom jedynie popołudniami i w weekendy. Nieważne. To wszystko sprawy drugorzędne. Najważniejsze, że to masz. Że istnieje. Że nigdy cię nie opuszcza.

Bo jeżeli w coś wierzę to w to, że właśnie twoja pasja może cię ocalić. 

Dlatego świruj po swojemu. Każdego dnia. Krzycz z całych sił dopingując swoich ulubieńców na skoczniach i stadionach. Czytaj, czytaj wszystko, co kiedykolwiek pragnąłeś przeczytać. Pracuj nad szkicami swoich przyszłych wielkich dzieł w trakcie nudnych lekcji. Idź z psem na trzygodzinny spacer i razem z nim biegaj za piłką. Dołącz do koła naukowego, samorządu, fundacji, zostań wolontariuszem na festiwalu. Nieważne. Wszystko jedno. Rób to, co zechcesz, to, co najbardziej kochasz, choćby przez najkrótszą chwilę każdego dnia. Choćby najbardziej symbolicznie. Zwłaszcza w najbardziej pochmurne dni.

Nieważne, po co. Nieważne, czemu właściwie wciąż ci się chce. 

Świruj po swojemu. Tak jak lubisz. 

Co weekend, jak wszyscy moi ulubieni skokowi fanatycy :D Jak tam, kochani? Podekscytowani? Czego oczekujecie po tym sezonie? Jakie macie marzenia a jakie przewidywania? Co sądzicie o pierwszych zawodach, które już za nami? Czekam na Wasze opinie ;)

Trzymajcie się ciepło i kibicujcie wytrwale!

///


Finally! The new ski jumping season has started. It’s time for “no, I can’t do Saturday…”, time for cries and laughs, for happiness, sadness, anger, time when our hearts skip a beat. We don’t yet have any idea what this winter will bring – for our favourites and for ourselves during our ski jumping adventures. But we can be certain about two things – it’s going to be far from boring and sooner or later, when we’re packing for another trip or screaming in front of the TV, someone’s gonna say something like: “why do you still do it?” or “how it is that you still enjoy that…”. You may hear surprise in that, sometimes it sounds like sympathy or friendliness, sometimes even admiration. Most of us have heard it in one way or another. But those comments are not limited to ski jumping fans. And that’s what I want to focus on today.

People are crazy about many different things. Some know everything there is to know about a sport and they can recognize their favourite athletes by looking at their shoes. Others know every song by their beloved band by heart and keep saving money for months just so that they can go see them live. There are people who have seven cats they can’t live without. We have literature fans who read every word of their favourite author for so long that they finally can recite the whole book. Others dedicate hours and hours of their time to make the most beautiful cosplays you’ve ever seen. Some people can’t live a day without the form of training they like the most or take great care of their home garden. I could go forever, because there is just as many obsessions as there is people. And each of them sooner or later makes you hear those comments I mentioned.

I need to tell you all something: This is my absolute favourite kind of people. Those a little mad, those who have this thing that you can’t mention without them getting excited and practically glowing. Sometimes I don’t get them and have no idea what is actually so fun in what they are talking about, but I’m always eager to hear their stories. Because I don’t think there’s anything as cute and inspirational as listening to someone talking about their passion.

Even if it’s actually impossible to explain it. I don’t think there’s a good answer to a question like “and why are you doing this for?” when it comes to passion. Well, I don’t even consider this an appropriate question. Because what for? For nothing actually. It’s not about what you gain from it. It’s about what’s left without it. Case in point: what would I be without my annual shout: “KAMIL! IT’S KAMIL! IT IS REALLY HIM!” when I first see Kamil Stoch in the new season? I know it’s an absurd illustration, but I guess you know my point. Without those small crazes (and some bigger, too) something surely would be left in our lives, but would it be enough? Would it still be worth it?
I don’t know. I’ve never tried it. But here’s the thing: I don’t ever want to.

That’s why the fact that I “am really still doing that” shouldn’t be surprising at all. That is actually the thing that makes me want to do anything at all. Makes it possible to get out of bed on a really cloudy day. Gives me all of those things to remember and to dream about. So if I wasn’t’ still crazy about it, that would be a good time to ask: why? What for?

And so if you’d ask me what do I believe in, I would say I believe in passion most of all things. In sacrificing your time and energy to what makes your heart skip a beat. Even if you’re super busy and only have the time for it in the evenings and on weekends. It doesn’t matter. It’s a minor thing. What’s important is that you have it. That it’s real. That it never really leaves you. 

Because if I believe in something it’s that your passion can save you.

So be completely and hopelessly crazy in your own way. Every day. Shout as loud as you can supporting your idols on a ski jumping hill. Read everything you’ve ever wanted to read. Work on sketches of you future masterpieces when a lesson gets unbearably boring. Take your dog for a three hour walk and chase the ball with them. Join a student council, a foundation, volunteer at a music festival. It doesn’t matter what you do as long as you love it beyond words. Do it every day even for a minute, even in a most nominal way.  Especially on the most cloudy days.

It doesn’t matter what for. It’s not important how come you still enjoy it. 

Be mad in your own way. The way you like it. 

Every weekend – just as my favourite ski jumping weirdos. ;) Are you guys excited for this season? What do you expect? What do you hope for? Did you like how the first race turned out? I’d love to hear what you think.

Stay safe and cheer your teams on!
 

8 comments:

  1. Super blog robi wrażenie
    dodaje do ulubionych
    Zapraszam do mnie w wolnej chwili początek dopiero
    http://skok2001.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Hej, hej :)
    Ale super napisane! Bardzo mi się podoba.
    Ja oprócz "w sobotę nie mogę", mam jeszcze zwyczaj klęczeć przed tv podczas skoków moich ulubieńców.. haha :D
    Zapraszam do mnie na podsumowanie pierwszego skokowego weekendu: http://oczami-skokomaniaczki.blogspot.com/2016/11/ps-kuusamo-2016.html
    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  3. Genialny tekst !!! jakbym czytała o sobie! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki :) Cieszę się, ze się podobało :)

      Delete
  4. Może na początek dorzucę moją małą refleksję: co mamy z pasji? Mnóstwo radości, cele, poznanych nowych świetnych ludzi, ale i wspomnienia! Coś co zostanie z nami do końca życia, w te gorsze dni da tego kopniaka o którym piszesz, do czego będziemy wracać z bananem na twarzy siedząc już pod kocykiem, na bujanym fotelu i opowiadając (część?) historii dzieciom czy wnukom. Ja bym tak chciała. Może jest to trochę złudne marzenie, trochę bajkowe, ale cóż.. ;) Chciałabym być szczęśliwa, że przeżyłam to co było dla mnie ważne i nikt, ale to nikt nie może mi tego zabrać!
    Większość z nas kończy szkołę, pracuje, buduje dom.. blablabla. Jeden takie studia, drugi inne, ja mogę pracować w informatyce, sąsiad w ogrodnictwie, ale jeśli nie jest to ta nasza pasja to tylko praca i w zasadzie za x lat nie będziemy pamiętać z niej nic "niezwykle emocjonującego, a i wracając do domu ciężko będzie o motywację, by iść tam kolejny raz, a pasje są motywacją. Chociażby np. to, że musimy pracować, by coś zrealizować.
    Pięknie napisane, również uwielbiam ludzi z pasją, którzy o czymś marzą. Fajnie, że zostawiłaś u mnie kilka słów od siebie, a ja dzięki temu mogłam odkryć Twoją stronę.
    Pozdrawiam ciepło i przepraszam za tak dłuuuuugi wpis, ale jakoś mnie poniosło. ;)
    P.S. Weekendowe konkursy były magiczne- i drużynówka, ale i indywidualny!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wspaniały komentarz, bardzo cieszę się, ze jest taki długi! :)
      Myślę, ze pragnienie wcale nie takie bajkowe. A tak wspaniałą motywacją, jaką jest prawdziwa pasja, wszystko jest możliwe :)
      A co historii, z pewnością rzeczywiscie sa też takie, które nie do końca nadają się do powtarzania ;)

      Delete