To, wbrew pozorom, nie będzie
właściwie tekst o skokach narciarskich. Jeżeli lubicie ten sport, to na zawody
pewnie i tak chcecie się wybrać, jeśli nie, to pewnie nigdy na taką wycieczkę
się nie udacie, więc opowiadanie o tym, jak wspaniale jest zobaczyć skoki na
żywo, nikomu nie przyniesie wiele pożytku (chociaż jest wspaniale). Dlatego
napiszę o tym, czym Zakopane różni się od wszystkich innych miejsc w kalendarzu
Pucharu Świata (łącznie z innymi polskimi skoczniami!). Może myślicie, że
przesadzam (zwłaszcza, że przecież nie odwiedziłam wszystkich skoczni na
świecie – jeszcze), ale jestem gotowa założyć się o co chcecie, że mam rację.
Ależ przewrotny tytuł wybrałam,
no kto by się spodziewał! Rozwieję od razu wszelkie wątpliwości – trzy dni
Pucharu Świata w stolicy Tatr to jedne z moich ulubionych (jeśli coś w ogóle
może z nimi konkurować) dni w roku. Uważam, że jeżeli przyjedziecie w tym
czasie do Zakopanego (i akurat uda Wam się nie zamarznąć), jest duża szansa, że
wrócicie równie zachwyceni, jak ja jestem co roku, kiedy już przestanę płakać z
powodu konieczności powrotu do codzienności. Stąd oczywiście nie znam żadnego
dobrego powodu, którym mogłabym Was do takiej wycieczki zniechęcić.
No może poza tym, że ryzykujecie zakochaniem.
Niezaprzeczalnym, nieodwołalnym, niegasnącym. Prawdopodobnie będziecie zmuszeni
powracać tam co roku, a konieczność obejrzenia zawodów w Zakopanem przed
telewizorem będzie wiązała się z nieznośnym cierpieniem (mnie sama myśl o tym
zawsze wydawała się tak przerażająca, że od swojego pierwszego Pucharu Świata w
Zakopanem ani razu nie opuściłam żadnego konkursu).
To właściwie spore ryzyko
(popatrzcie na mnie). Więc zanim się rozkręcę, ostrzegam. Żeby nie było, że nie
uprzedzałam!
Zacznijmy od spraw namacalnych, które ze względną łatwością poddają się słowom. W Zakopanem na trybunach się nie stoi. To znaczy, teoretycznie tak, ale w praktyce mało kto wytrzymuje bez ruchu dłużej niż parę minut. I dobrze, powiecie, inaczej mógłby zamarznąć. To prawda, macie rację (żarty o zamarzaniu w Zakopanem to właściwie wcale nie żarty! W planowanym na przyszłość poście o tym, jak przygotować się na skocznię, opowiem więcej tragicznych historii o zamrożonych na kość przekąskach, których nie da się ugryźć ani nawet połamać i wspomnę inne poważne dramaty kibica sportu zimowego). Jednak tym razem nie mam na myśli mrozu, tylko niesamowitych chłopaków z Crowd Supporters, którzy jakimś sposobem przekonują 30 tysięcy ludzi, którzy przyszli zobaczyć poważne zawody, żeby wykorzystali wszystkie przerwy na podskakiwanie, kręcenie się, tańczenie najprzedziwniejszych tańców i robienie całej masy innych rzeczy, na które większość z nich chyba nie dałaby się namówić w żadnych innych okolicznościach.
Zacznijmy od spraw namacalnych, które ze względną łatwością poddają się słowom. W Zakopanem na trybunach się nie stoi. To znaczy, teoretycznie tak, ale w praktyce mało kto wytrzymuje bez ruchu dłużej niż parę minut. I dobrze, powiecie, inaczej mógłby zamarznąć. To prawda, macie rację (żarty o zamarzaniu w Zakopanem to właściwie wcale nie żarty! W planowanym na przyszłość poście o tym, jak przygotować się na skocznię, opowiem więcej tragicznych historii o zamrożonych na kość przekąskach, których nie da się ugryźć ani nawet połamać i wspomnę inne poważne dramaty kibica sportu zimowego). Jednak tym razem nie mam na myśli mrozu, tylko niesamowitych chłopaków z Crowd Supporters, którzy jakimś sposobem przekonują 30 tysięcy ludzi, którzy przyszli zobaczyć poważne zawody, żeby wykorzystali wszystkie przerwy na podskakiwanie, kręcenie się, tańczenie najprzedziwniejszych tańców i robienie całej masy innych rzeczy, na które większość z nich chyba nie dałaby się namówić w żadnych innych okolicznościach.
„To nie jest dziwne, jak
tańczymy. Jak ktoś stoi i nie tańczy, to znaczy, że on jest dziwny” powiedział
kiedyś jeden z naszych prowadzących, Mikee, i to właśnie tak jest. Sama jestem
na skoczni co roku od 6 lat, więc wiem już, czego się spodziewać, ale zawsze z
ciekawością i radością obserwuję te z osób stojących koło mnie, które na
zawodach są pierwszy raz. Zwykle początkową reakcją na polecenie spikera, żeby
„w tym miejscu choreografii wykonać ruch jakbyśmy otwierali zmywarkę” czy
„teraz przybijamy piątkę przeciwnej trybunie” jest pewne niedowierzanie, czasem
wyrażana wprost niechęć. Ale naprawdę rzadko zdarza mi się widzieć, by po
parunastu minutach te same osoby nie kucały już wraz ze wszystkimi, by
wyskoczyć do góry w odpowiednim momencie spływającej po trybunach fali czy nie
obracały się wokół własnej osi w trakcie zakopiańskiego „Kosmicznego tańca”.
Nie przesadzam. Być może pomaga w tym fakt, że podskakiwanie pomaga w
uniknięciu przymarznięcia do podłoża, ale i tak uważam, że to niezwykłe. I
specyficznie zakopiańskie. W innych miejscach trudno o aż takie zaangażowanie
we wspólne zabawy.
Kiedyś obok mnie na trybunach
stała wyjątkowo elegancka starsza pani. Miała na sobie długi do kostek futrzany
płaszcz i wysokie kozaki. Jej włosy były starannie uczesane, a makijaż
nienaganny. Choć na ramiona zarzuciła kibicowski szalik, to wyglądała, jakby przywędrowała
z zupełnie innej bajki i była raczej zagubiona. Nie trwało to jednak długo. Po
kilkunastu minutach już wraz ze wszystkimi dziarsko wykonywała wyrafinowany
ruch taneczny znany jako „odpychanie się kijkami na Justynę Kowalczyk”. Tego
rodzaju przykłady mogłabym mnożyć w nieskończoność. Nigdzie indziej nie
spotkałam się z taką atmosferą – zazwyczaj ja i moi znajomi tańczący przy
barierkach jesteśmy jedną z zaledwie kilku małych grupek imprezujących na
trybunach (poza Planicą – ale to zupełnie inna impreza i zupełnie inna
opowieść!).
Kolejna sprawa – trybuny w
Zakopanem są biało-czerwone. Dosłownie. Gdy patrzy się na przeciwny sektor, to
właściwie jedyne kolory, które widać. Wiadomo, jest zima, wszyscy wyciągają z
szaf najcieplejsze ubrania, a te rzadko kupuje się akurat w barwach narodowych.
Wydawałoby się więc, że stworzenie takiego widoku będzie wyjątkowo trudne, ale
w Zakopanem dzieją się o wiele bardziej niesamowite rzeczy niż to. Praktycznie
każdy na skoczni ma przy sobie przynajmniej jeden atrybut w odpowiednich
barwach – szalik, czapkę czy flagę. Nigdzie indziej nie widziałam takiej ilości
narodowych barw.
Skoro jesteśmy już przy barwach,
nie sposób nie wspomnieć innej zakopiańskiej tradycji – prowadzący oprawę
zawodów zawsze na początku pierwszego dnia odczytują nazwy miejscowości, które
kibice często wypisują na przywiezionych z domu flagach. Trwa to naprawdę
długo, bo mam wrażenie, że jest ich z roku na rok coraz więcej, ale to zawsze
jedna z (wielu) uroczych chwil. Wszyscy są u nas mile widziani.
Jednym z nowszych zakopiańskich
zwyczajów jest Akcja Miś – kibice przynoszą ze sobą pluszaki, które po
zakończeniu ostatniego dnia zawodów rzucamy na wybieg skoczni (wszyscy w jednej
chwili, co daje dosłownie tysiące zabawek – widok jest niezwykły). Zbierane do
wielkich worków przez wolontariuszy (którymi ostatnio byli polscy skoczkowie)
trafiają do potrzebujących dzieci. Odkąd pierwszego roku trwania akcji wierzę,
że taki pluszak, z takiego dnia, musi zawierać w sobie odrobinę dodatkowej
dobrej energii.
Nie wiem jak to się stało, że do
tej pory nie wspomniałam chyba najbardziej zakopiańskiego ze wszystkich
kibicowskich gadżetów – trąbki. Wiem, że można spotkać je na wielu arenach
sportowych, ale w Zakopanem, gdzie jest ich kilkadziesiąt tysięcy, w dodatku
rozproszonych na dużej przestrzeni sektorów dookoła skoczni… Kiedy zabrzmią
wszystkie na raz, daje to z pewnością jeden z najgłośniejszych dźwięków jakie
można sobie wyobrazić. Zawsze jestem na skoczni, więc nigdy nie miałam okazji
tego sprawdzić, ale podobno słychać nas doskonale na oddalonych o dwa kilometry
Krupówkach.
Ale na Wielkiej Krokwi nie trąbi
się tak po prostu, byle kiedy. Tam w trąbki dmuchają prawdziwi artyści. Jeżeli
kiedyś siedząc przed telewizorem mieliście wrażenie, że charakterystyczny
dźwięk tych „instrumentów” układa się w znaną wam melodię, mieliście rację. Co
roku zwyczajowo odgrywamy popularną kompozycję walca wiedeńskiego. Ale jako
najlepsza orkiestra wśród kibiców wciąż stawiamy sobie nowe cele i ostatnio
poszerzyliśmy nasz repertuar o piosenkę o Kubusiu Puchatku. Mówiłam Wam,
jesteśmy poważnymi ludźmi. 30 tysiącami poważnych ludzi.
Ale dobra zabawa nie kończy się
na skoczni. Po zawodach wielu kibiców kontynuuje ją na Krupówkach. Choć czasem
współczuję mieszkańcom okolicznych domów, to sama wraz ze znajomymi (głównie
Moniką <3 ) często wychodzimy wieczorem, nawet tylko po to, by jeszcze
trochę pootwierać zmywarkę i poobracać się wokół własnej osi na środku ulicy.
Żaden problem. Co roku wiele osób postanawia się do nas choć na chwilę
dołączyć.
Puchar Świata w Zakopanem od
kilku lat zapowiadany jest jako Biało-Czerwona Kraina Czarów. Jakkolwiek
dziecinne czy głupie może się Wam to wydać, ja uważam, że coś w tym jest. Coś w
powietrzu sprawia, że choćby nie wiem jak zły był to sezon, w Zakopanem naszym
skoczkom zawsze idzie odrobinę lepiej, niż wskazywałaby na to logika i
wszystkie poprzednie konkursy. Jakby skocznia dorzucała im parę metrów.
Może to dlatego, że kilka minut
wcześniej na skoczni zapanowała całkowita cisza, wszyscy schowali flagi i
kucnęli na oblodzonych trybunach tylko po to, by w jednej chwili wyskoczyć do
góry z najgłośniejszym możliwym krzykiem dumnie wyciągając barwy?
To pewnie głupie, ale jakoś wcale
bym się nie zdziwiła.
Mam nadzieję, że jesteście już
stuprocentowo przekonani, że nie powinniście przyjeżdżać do Zakopanego. Jeżeli
nie, to w przyszłym tygodniu czeka Was druga część zakopiańskich wspominek –
tym razem będzie to kilka moich ulubionych historii, ze skoczni i nie tylko.
Będzie o wichurze na pilota, najcichszej ciszy świata, zdradliwym lodzie pod
górami śniegu, najgłośniejszej melodii bez muzyki, niezręcznych nagrodach dla
gwiazd i wielu innych rzeczach.
A zatem do następnego razu!
PS – http://latamlatami.tumblr.com/ – zgodnie
z Waszymi sugestiami, że przydałoby się miejsce na zdjęcia, założyłam bloga na
Tumblrze. Dość często pstrykam nie tyle na zawodach, co ogólnie w czasie
wyjazdów, więc w dniu dodania posta czasem będę zamieszczać tam krótkie
galerie. Dziś przed Wami pierwsza część wyboru moich ulubionych zakopiańskich
zdjęć. Nie musicie być zalogowani, by je obejrzeć (chociaż zachęcam do
obserwowania mnie, jeśli macie swoje konto! – oprócz galerii będą się tam
pojawiać także inne atrakcje). Druga porcja kardów za około tydzień, razem z
postem! :)
////
This post isn’t really going to be about ski
jumping. I mean, if you like the sport, then you probably already want to go
see live competitions. If you don’t care about it, then you’re probably never
going to do that. Either way, me going on and on about how awesome it is to see
ski jumping live doesn’t make much sense (even though it is pretty awesome). So
instead I’ll write about what I think makes Zakopane stand out from every other
place (maybe even not only in ski jumping).
What I clever title I chose, look how smart I
am! To clear out any confusions – it’s not going to be controversial, as those
three magical days in Zakopane are probably my favourite from the whole year.
If you ever attend the competitions, there is a big chance that you’ll leave
just as mesmerized as I am every year (right after I stop sobbing because I
have to come back to reality). So I can’t really think of any reason why you
should not come to Zakopane.
Except maybe that you risk falling in love.
Madly, inexplicably, helplessly. That can mean you’ll need to come back there
every year, since watching the competitions on TV will become just physically
painful (for me, the mere thought of that seems so scary and tragic that I’ve
never even missed any race since I first visited Zakopane’s World Cup in 2011).
That’s actually a big risk (just look at me).
So, before I go on, I am warning you! I’m not gonna take any responsibility for
what happens after you’re done reading!
Let’s start with things that are fairly easy to
write about. In Zakopane you don’t just stand in the terraces. I mean, in theory
you do, but practically nobody makes it longer than a few minutes without
moving some more. Good, you may say, that’s a sensible way to avoid dying
(during competition there can easily be around minus twenty degrees). You’re
right, cause, for the record, all of the jokes about freezing to death are not
really jokes. In a post I have planned out for the future - about everything
you need to know before actually going to a competition - I’m going to tell you
all of the very tragic stories about frozen snacks that are impossible to bite
into or even to break into pieces. I’ll also let you in on all of the other
dramas from life of a winter sport fan (tons of fun, as you can imagine). But
this time I didn’t mean the weather, but amazing guys from Crowd Supporters.
Their job at the hill is basically to convince almost 30 thousand people who
came only to watch ski jumping to also spend all of the breaks and pauses doing
all sorts of crazy(especially considering the situation) things like dancing, hopping, singing and much
much more (sometimes they even make us take our gloves off, it’s a miracle I
still have all of my fingers). Seems like a hard job, but they are amazing at
it.
‘It’s not weird for us to dance. But if you see
someone who’s not dancing, well, that’s really weird!’ said one of them a few
years ago. And that’s the best description of the atmosphere on the hill I
could ever come up with. I’m there every year since 2011 so I know what to
expect now, but I’m always curiously watching people around me who have never
done that before. When they hear something like “now let’s pretend we’re opening a dishwasher” or “it’s time to high
five the opposite stand” (and they hear that every time) they first reaction is
usually disbelief, sometimes straight up aversion. But it’s really hard to find
someone who won’t join the fun a few minutes in. The fact that it keeps them from freezing to
death it’s definitely one reason for that, but I’m pretty sure that the energy
of the boys from Crowd Supporters is also to blame.
It’s also not that easy to find. In most
places, me and my friends are one of only a few groups having fun in the stands
(except for Planica. But that’s a completely different kind of a party and another
story!).
Case in point: one time in Zakopane I was
standing next to a very elegant old lady. She was wearing a log fur coat, her
hair and makeup was perfect. She looked kind of lost and out of place, but only
for a few moments. Soon I saw her spinning in circles during our “Space dance”.
Next thing – the stands in Zakopane are white
and red (as our country’s flag). Literally. If you look at us from above it
seems like no one is wearing any other colors. That should not be possible,
because as I said, it’s terribly cold, everyone is wearing their warmest
clothes and usually you don’t buy those in your country’s colors. But things
much more magical than that happen in Zakopane.
While we’re talking about flags – there’s
another cute tradition we have – our presenters always read the names of all of
the cities and villages that people came from (because many of them write those
down on their flags).They also always mention people that came from abroad
carrying their nations colours. It can take a long time (we do have thousands
of flags), but I’ve always thought it’s a nice thing to do. It’s a clear
message – everyone’s welcome.
One of our newest customs is what we call The
Teddy Bear Operation. What it means is, people bring teddy bears or some other
stuffed animals with them to the hill on the last day of the weekend. After the
competition we throw them all on the hill at the same exact moment. It’s
thousands of flying toys – the view is inimitable. Then volunteers (last year
our ski jumpers did that) collect them all and give them away to children in
hospitals and orphanages. I think it’s an amazing gesture – a teddy bear from a
day like that and a place like this is bound to carry some good energy in it.
I’m not really sure how it’s possible that I still
haven’t mentioned what is probably the most important gadget you need in
Zakopane – a fan trumpet. I know that people use them all over the world, but
on the hill you have thousands of them scattered around an exceptionally huge
space – all around the hill – in the open space, without any roof whatsoever.
That makes the sound travel pretty well, and (I’ve never checked that as I’m
always on the hill) it is often said that you can hear us very clearly several
kilometers away (and people who live there are not too happy about that).
But in Zakopane it’s not just anyone who plays
the trumpets – we are true artists who don’t use their powers in any given
moment. As I said, we are musicians. That’s a fact you can easily check. If you
ever watched a competition and wondered if it’s possible that our trumpets’
noise is somehow similar to a melody you seem to recognize, you were right.
It’s another tradition for us to play the Vienna Waltz multiple times during
the weekend. But being the best orchestra in the sports world is a lot
pressure, so we are constantly looking to develop our craft. Recently we added
a song about Winnie The Pooh to our repertoire.
Told you – we are serious people.
But the fun doesn’t end on the hill. In the evening me and my friends (mostly
Monika <3) often go out to the most popular, touristic street in town just
to dance the stupid stuff from the hill some more (that involves me spinning
around a lot and pretending I’m in the middle of cross-country skiing training,
it’s a pleasure to watch). Usually many people start dancing with us and it’s
surprisingly fun.
World Cup in Zakopane is announced and promoted
as White&Red Wonderland for a few years now. You may find it childish, but
I’m pretty sure there’s some truth to that name. Something in the air makes our
national team jump a little better there, no matter how bad the season was (and
sometimes it’s bad).It’s like the hill tries its best to add a few meters to
their jumps.
Maybe it’s because a moment earlier the whole
stadium was completely silent and all of the almost 30 thousands people on the
stands squatted down just so they could jump as high as possible all in one
moment, proudly waving their flags and screaming on top of their lungs?
You may laugh, but I wouldn’t be surprised at
all.
So I hope now you’re sure you should never
visit Zakopane during the World Cup. If not, next week I’ll tell you some of my
favourite stories from that place (many of those didn’t even take place on the
hill, the town is just magical I guess) – there will be a remote-controlled
storm, the quietest silence you’ll ever hear, treacherous snow, inappropriate gifts for
stars and much more!
So I hope to see you here next time!
Some of you suggested that some sort of
gallery would be nice. That’s why I created a tumblr account where I will
sometimes post a few of my favourite photos connected with the current subject.
Just visit latamlatami.tumblr.com Today you can see some of my best snaps from Zakopane. I don’t take many photos
during the competition (mostly because of freezing), but I have quite a lot
from my trips in general, so I hope you’ll enjoy that! You don’t have to be
logged in to see them, but if you have an account on tumblr I invite you to add
me – there’s going to be more stuff there than just occasional photos :)
Take good care,
Lena
Hej, hej ;)
ReplyDeletePrzymarzłam raz tyłkiem do barierki na trybunie w Zakopanem :D
Ale wspomnienia co roku lepsze!
Pozdrawiam ;)
oczami-skokomaniaczki.blogspot.com
Hahahaha, w ogóle mnie nie dziwi, że to możliwe, w sumie nawet dziwię się, że nie zdarza się częściej i że się przed tym niebezpieczeństwem nie ostrzega! :)
DeleteNaprawdę fajnego i interesującego bloga prowadzisz :) Jestem mile zaskoczona muszę powiedzieć i cieszę się, że w Polsce coraz więcej ludzi zaczyna się interesować skokami narciarskimi :) Pozdrawiam serdecznie z Austrii :*
ReplyDeleteDziękuję :)
DeleteWydawało się, że po zakończeniu kariery przez Adama, zainteresowanie może trochę zmaleć, ale na szczęście tak się nie stało :)
Bardzo fajny blog :) Na pewno będe tu często zaglądac :)
ReplyDeleteCieszę się i mam nadzieję, że kolejne teksty także przypadną Ci do gustu! :)
DeleteŚwietny blog:-)
ReplyDeleteOby tak dalej!
Pozdrawiam:-)
Cieszę się, że Ci się podoba! :) Mam nadzieję, że tak pozostanie :)
DeleteBardzo intersujący wpis, czekam na więcej. Ja w tym roku znowu wybieram się do Zakopanego, szczególnie ze 20 stycznia są moje urodziny. :)
ReplyDeleteDziękuję :) Och, to niezwykle udane urodziny sie szykują, mam nadzieję :)
DeletePrzez te tekst jeszcze bardziej zapragnęłam, by nie przyjeżdżać do Zakopanego :) No ale może kiedyś wreszcie się uda. Bardzo jestem ciekawa jak to jest przeżyć coś takiego na żywo :)
ReplyDeleteŚwietny blog, po prostu cudo :)
Jeżeli tylko będziesz miała możliwość, gorąco polecam, na pewno będziesz się świetnie bawić! :)
DeleteDziękuję bardzo bardzo! <3
Pamietam swoje pierwsze skoki i to zdziwienie jak wszyacy skacza,wykinaja dziwne ruchy i w ogole,ale jak napisalas tak i w moim przypadku bylo to samo-swietna zabawa i stosowanie sie do "komend" Crowd Supporters <3 w tym sezonie bede juz a moze dopiero 3 raz na skokach w Biolo-czerwonej Krainie Czarow,ale juz nie moge sie doczekac miazgi i trabienie walca wiedenskiego <3
ReplyDelete