Sunday 25 December 2016

Podróże: Monachium i Garmisch-Partenkirchen 2013/2014 czyli szczęśliwe przypadki i wprawki fotograficzne.// Munich and Garmisch-Partenkirchen 2013/2014 - happy accidents and a self-taught photography course.

Nie jestem może największą fanką okołoświątecznej atmosfery, ale uznałam, że to idealny moment na wspomnienie mojej sylwestrowo-noworocznej podróży do Monachium i Garmisch-Parteknirchen z przełomu 2013 i 2014 roku.
Jeżeli nawet nic więcej, to ulice miast wyglądają bajecznie w świątecznej oprawie ;) I, tak jak obiecywałam w poście dotyczącym Klingenthal, będzie dużo zdjęć, choć niekoniecznie tych najważniejszych miejsc - nawet, jeżeli są piękne, często ich lokalizacja czy inne okoliczności odbierają im nieco fotogeniczności. Zamieszczam więc po prostu zbiór moich ulubionych zdjęć, okraszony krótkimi opowieściami. Jeżeli ktoś z Was wybiera się w podobną podróż, chętnie udzielę dokładniejszych wskazówek. Tymczasem dobrej zabawy z tą zupełnie u mnie nową formą postów  ;)

Alright, I'm not the biggest fan of Christmas, but it's still the perfect time to write a few words about my New Year's (Eve) trip to Munich and Garmisch-Partenkirchen from the year 2013 (and 2014). 
If nothing more, the cities look amazing with all the Christmas lights. And, as I promised in the post about Klingenthal, there's going to be a lot of photos with just some short descriptions. Those are my favourite snaps from the trip and the don't necessarily show the most important places - just those I thought turned out good in the picture. If any of you plan a similar trip, I'm happy to share more details with you ;) In the meantime, enjoy the new kind of post here on the blog ;)

Z Krakowa wyjechałam wraz z dwiema koleżankami, wieczorem 29 grudnia. Autokar bezpiecznie dowiózł nas na dworzec w Monachium rano następnego dnia. Kwestię noclegu udało nam się załatwić w idealny sposób, bo mieszkająca właśnie w Monachium znajoma zgodziła się przenocować nas podłodze w swojej sypialni. Było naprawdę wspaniale ;) Stąd też właśnie Monachium stało się naszą bazą wypadową na skoki. Gdy tylko zostawiłyśmy bagaże i zdobyłyśmy od naszej koleżanki i jej przemiłych rodziców informacje odnośnie tego, co warto zobaczyć, gdy ma się kilka godzin na spacer, wyruszyłyśmy na zwiedzanie. Byłyśmy zmęczone po nocy w autobusie, a w perspektywie miałyśmy dwa dni na skoczni, więc na początek wybrałyśmy formę luźnego spaceru i gubienia się w uliczkach, z przerwami na kawę i bawarskie precle (które są jedną z najsmaczniejszych rzeczy, jakich można spróbować. Wciąż za nimi tęsknię). Monachium od pierwszych chwil bardzo przypadło nam do gustu, zwłaszcza z pięknie udekorowanymi bożonarodzeniowymi jarmarkami. Właśnie kupowałyśmy sobie po czwartym preclu na jednym z nich, gdy zaczepił nas starszy pan, który usłyszał, że mówimy po polsku. Okazało się, że mieszka w Monachium od kilkudziesięciu lat, świetnie zna miasto oraz listę sukcesów Adama Małysza i po wysłuchaniu naszej opowieści na temat "skąd się tu wzięłyśmy" zaoferował, że oprowadzi nas po mieście. Był przemiły, więc chętnie się zgodziłyśmy. Przez kilka godzin spacerowaliśmy więc wspólnie, a nasz Przewodnik opowiadał nam o niektórych z najważniejszych budynków w mieście. Kilka z nich mijałyśmy wcześniej, ale nie doceniłyśmy wagi tego faktu. W trakcie tego wspólnego spaceru widziałyśmy, by wspomnieć tylko kilka - kościół Teatynów, Pinakotekę, rezydencję królewską, stary i nowy ratusz przy Marienplatz, ale wybraliśmy się też do pięknie udekorowanych sklepów, których same nigdy byśmy nie znalazły.
Wspólną wycieczkę z najlepszym przewodnikiem świata (serio, nie przesadzam) zakończyliśmy w sklepie Dallmayr, który można określić jako luksusowe delikatesy oszałamiająco pachnące równie oszałamiająco drogą czekoladą we wszelkich postaciach. Jak się niespodziewanie dowiedziałyśmy, smakuje ona nawet lepiej niż precle - nasz przewodnik na koniec spotkania wręczył nam tabliczkę tejże, którą kupił gdy my z otwartymi ustami rozglądałyśmy się po wielkim sklepie i nie miałyśmy pojęcia, co się dzieje. Okay, to chyba pora na zdjęcia z rzeczonego spaceru:

We left Cracow in the evening on the 29th of October and got safely to Munich the next morning. We got our friend (Toni, big thanks again years later) who lives there to let us sleep on the floor of her bedroom, and so Munich became our base. After we got there, we quickly left our suitcases at our friend's, got some useful tips for tourists from her and her lovely parents and went sightseeing. We were pretty tired after our night on the bus and we had two whole days on the ski jumping hill ahead of us, so we chose to just walk around and get lost in the streets while taking many breaks for coffee and Bavarian pretzels (which are one of the best things you could ever taste in your entire life). We really liked the city from the first moments, especially since it looked really beautiful with all of the Christmas markets. We were just stopping to get our next pretzel at one of them, when an older gentelman walked up to us. He heard us speaking Polish and it drew his attention, because, as it turned out, he was also Polish and he had moved to Munich decades earlier. He offered to show us around so we spent a few hours with the best guide you could ever have. He showed us some important bulidings like the royal residence or the old and new town hall. We also visited some beautiful shops we would have never find on our own. We finished our tour in the Dallmayr shop which is like this very fancy delicatessen full of breathtaking smell of chocolate that is so so pricey. We actually got a bar of it from our guide when we left the shop. He bought it when we were inside and we hadn't noticed anything, too busy looking around in awe. Let me just tell you that the chocolate was even better than pretzels. Okay, i think it's time for photos now:










Posilone Najlepszą Czekoladą Świata wyruszyłyśmy jeszcze zobaczyć arenę zmagań w trakcie Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku, gdzie zastał nas przepiękny zachód słońca. Oto kilka moich ulubionych zdjęć ze Stadionu Olimpijskiego.

Full of energy after eating The Best Chocolate Ever we decided to see the Olimpic Stadium from the Olympic Games in 1972. That's when we caught the pretties sunset too. Here are some pictures:


 Mimo zmęczenia miałyśmy ogromną ochotę zobaczyć jeszcze wieczorne Monachium (i zjeść więcej precli), wróciłyśmy więc do centrum, by kontynuować nasz wielogodzinny już spacer.

We were pretty tired, but we really wanted to see the evening Monachium (and to eat more pretzels) so we got back to the city center and continued our very long walk.



Potem w końcu zdecydowałyśmy się na powrót do domu naszej koleżanki i zebranie sił przed najważniejszą częścią wyjazdu, która zaczynała się już następnego ranka. 
Do Garmisch udałyśmy się pociągiem w ostatni poranek 2013 roku. Widoki po drodze były wspaniałe, co starałam się uchwycić na zdjęciach, ale prędkość skutecznie niweczyła moje wysiłki. Tuż pod skocznią była osobna stacja, z której nie dało się już pomylić drogi. Przed bramę skoczni dotarłyśmy jeszcze przed jej otwarciem, zależało nam bowiem na dobrych miejscach. O tak wczesnej porze znalazłyśmy je bez trudu: stałyśmy po lewej stronie (jeżeli patrzeć stojąc twarzą do skoczni) przy samych barierkach, a właściwie drewnianej bandzie. Umożliwiło nam to wiele miłych spotkań, z których kilka zostało uwiecznione na zdjęciach poniżej. 

After that we decided to finally head home and get some rest before the most important part of our trip begins. 
We took the train to Garmisch on the last morning of 2013. The views along the way were spectacular, but the speed got in the way of me taking some great pictures. We got off at a station just next to the ski jumping hill. The gates were opened a few minutes later. We got there so early, because we really wanted to find ourselves a nice spot. We ended up in a great one, on the left side of the hill (if you stand in front of it). We got a chance for some great meetings there, some of which are shown in the photos here:




 
Kilka uwag odnośnie skoczni w Garmisch - na jej terenie (!) można było zaopatrzyć się zarówno w kibicowskie gadżety jak i coś ciepłego do jedzenia i picia. Po to ostatnie nie trzeba było nawet ruszać się ze swojego miejsca na trybunach. W kilku postach wspominałam już o możliwości zakupienia grzanego wina od pracowników obsługi roznoszących je wśród kibiców w ogromnych baniakach. Jestem tym wciąż zachwycona.
W trakcie naszego pobytu pogoda była piękna, było, można powiedzieć, prawie ciepło (!), choć szybko zmieniło się to w chwili, gdy słońce schowało się za górami. 
Pierwsze z ostatnich godzin 2013 roku spędziłyśmy na spacerze po Garmisch-Partenkirchen, które jest przeuroczym, ale też bardzo wyrafinowanym (może nawet sprawiającym lekko snobistyczne wrażenie?) miasteczkiem. Tak czy siak, jest piękne. Sami spójrzcie:

A few things about the Olympiaschanze - you didn't need to leave the venue (!) to buy yourself some fan accesories or something hot to eat or drink. For this last purpose it wasn't even necessary to leave your place in the stands. I've mentioned it a few times already, but I'm still amazed by the fact that you could get a drink from the people from the service who walked around among fans carrying a big flask filled with mulled wine on their back. For a small fee they poured it into plastic cups. Ski jumping ambrosia is the only way to describe it. 
You could say it was almost warm (!) when we were there, even though it changed quickly when the sun hid behind the mountains.
First portion of the last hours of 2013 we spent on a walk around Garmich-Partenkirchen. It's a charming, but fancy  town (maybe it even has a sort of snooty vibe?). But all in all it's undoubtedly beautiful. Check it out for yourselves:














Potem pociągiem wróciłyśmy do Monachium, złożyłyśmy sobie życzenia noworoczne z naszymi gospodarzami i, zaopatrując się po drodze w dwie butelki szampana z supermarketu, udałyśmy się pod pomnik Bawarii (który jest naprawdę ogromny!), gdzie, jak rozumiem, co roku odbywa się mocno nieformalna impreza sylwestrowa, polegająca na piciu przyniesionego alkoholu, puszczaniu fajerwerków, wspólnym odliczaniu do północy i tego rodzaju rzeczach. Przed pomnikiem znajduje się wielki plac, na którym odbywają się różne imprezy, na przykład Oktoberfest. W Sylwestra działo się tam coś, co wyglądało jak koncert czy festiwal. Zabawa ogólnie była wspaniała, wszystkim gorąco polecam, chociaż prawdopodobnie puszczanie fajerwerków de facto na terenie pomnika, tuż przy otaczającej go kolumnowej hali, zbyt bezpiecznie nie było. Około drugiej powróciłyśmy (imprezowym metrem) do domu naszych gospodarzy, bo już następnego dnia czekał nas kolejny (i najważniejszy, bo konkursowy) dzień naszej podróży. 

After that we took the train back to Munich, wished a happy New Year to our hosts and went out with our two bottles of champagne bought at the supermarket. We went to the huge Bavaria monument where (as I assume) there's usually a kind of a standing party, with counting down to midnight and fireworks. In front of the monument there's a large free space where different events like Oktoberfest are organised. When we were there, there was like a New Year's Eve concert or festival going on. I had a lot of fun even though I guess it's safer to keep fireworks away from those kind of huge monuments. Around two o'clock we went back to our hosts' home (we took what can only be described as a party metro), because the following day was the most important day of our whole trip - the competition day! 




 Pobudka następnego dnia była raczej trudna, zwłaszcza że, jak poprzedniego dnia, na skoczni chciałyśmy pojawić się odpowiednio wcześniej. Tym razem wybrałyśmy inne miejsce, dokładnie na wprost skoczni. Stałyśmy w pierwszym rzędzie, więc widok miałyśmy idealny! Polscy kibice nie mieli co prawda tego dnia szczególnych powodów do radości, ale i tak było wspaniale. Chociaż muszę przyznać, że ekipa Crowd Supporters, która wraz z kibicami w Zakopanem wyczynia na skoczni cuda, nie przemówiła tak bardzo do charakteru niemieckiej publiki. Po pierwsze, było ciepło, a po drugie, wydaje mi się, że atmosfera była dużo poważniejsza niż to zwykle ma miejsce w Zakopanem. Ale my tańczyłyśmy i bawiłyśmy się świetnie ;)
To zdjęcie trybun po naszej lewej:

It was really hard to get up the next morning, especially because we wanted to get to the ski jumping hill a few hours before the competition to find ourselves another nice spot to watch the race. This time around we chose a place right in front of the hill. We were in the first row so the view was amazing! Polish fans didn't have a lot of reasons for a big celebration that day, but it was still really awesome. Even though I have to mention that the relationship between the guys from Crowd Supporters, who always do all sorts of crazy things with the fans in Zakopane, and German rooters was nothing like that i knew from Poland. I guess the atmosphere was much more serious and concentrated on actually carefully following the competition. It was also pretty warm, so that's another reason why we didn't need to dance all the time ;) But, of course, the three of us did. A lot. We had a great time. 
And here's a picture of the stands on our left:
 Po zawodach musiałyśmy, chociaż bardzo niechętnie, opuścić skocznię. W oczekiwaniu na pociąg udałyśmy się na jeszcze jeden spacer po miasteczku i wieczorem wróciłyśmy do Monachium.
2 stycznia był dniem naszego powrotu do Polski, jednak autobus odjeżdżał dopiero późnym popołudniem, dlatego wybrałyśmy się na dalsze, tym razem samodzielne, zwiedzanie Monachium. Oprócz (oczywiście) długiego spaceru i (oczywiście) zakupu kolejnych precli, wybrałyśmy się też do pałacu Nymphenburg:

After the competition we had to leave the hill (even though we really didn't want to). We had a few hours to kill before our train left so we went for another long walk around Garmisch. 
We left for Poland in the evening of the 2nd January, so we used the day to do some more sightseeing around Munich (and also to buy more pretzels), we visited for example the Nymphenburg Palace. 

 Następnego dnia rano byłyśmy już w Krakowie.
Do Garmisch-Partenkirchen chętnie wybrałabym się ponownie, co, mam nadzieję, uda się zorganizować w przyszłym roku, gdy (jeżeli tylko plan wypali) pojadę na cały Turniej Czterech Skoczni ;)
Tego właśnie możecie mi życzyć na Święta :D
Odpocznijcie sobie dobrze, a potem podbijajcie świat przez cały 2017 rok! ;)

The next morning we were in Cracow. 
I'd love to come back to Garmisch-Partenkirchen and I hope it will be possible next year when (if everything goes according to plan) I'm going to see the whole 4 Hills Tournament live. 
That's what you can wish me this Christmas :D
Have some rest these days, and then take the world by storm in the 2017! ;)  

2 comments:

  1. WoW! Piękne zdjęcia! *_* Trzymam kciuki za twój wyjazd na Turniej Czterech Skoczni :D ;* dreamerworldfototravel.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Hej, hej :)
    Ja ostatnio trochę zabiegana, więc pojawiam się dopiero dzisiaj.. super wpis! Chciałabym kiedyś pojechać do Monachium.. podoba mi się to miasto od dawna, a sądzę, że jakbym je zobaczyła na żywo to pewnie moja miłość byłaby jeszcze większa :)
    Turniej Czterech Skoczni super sprawa. Trzymam kciuki!
    A póki co zapraszam do siebie na podsumowanie roku.. jeśli masz oczywiście ochotę poczytać :)
    http://oczami-skokomaniaczki.blogspot.com/2016/12/skoczne-podsumowanie-2016-roku.html

    Pozdrawiam!

    ReplyDelete