*English version's below the cut*
Sezon rozkręcił się już na dobre,
a to oznacza także porę na kibicowskie wyjazdy. Polska część (w tym roku dwa
tygodnie pod rząd!) Pucharu Świata rozpocznie się już za nieco ponad miesiąc
(yay!) pomyślałam więc, że to dobry moment na podzielenie się swoim
doświadczeniem w kwestii przetrwania dnia na skoczni. Zazwyczaj jest oczywiście
wspaniale i absolutnie magicznie, ale żeby zwiększyć swoją szansę na taki
udany, bezpieczny konkurs, warto pamiętać o kilku sprawach.
1. Warstwy. Warstwy. Jeszcze więcej warstw.
Cebula ma warstwy, ogry mają
warstwy, dobrze przygotowani kibice także. Warto zadbać o to już przy pakowaniu
– przed wyjazdem dobrze jest sprawdzić prognozę pogody na pucharowy weekend, by
mieć jakieś pojęcie o tym, czy trafiliśmy na wyjątkowo mroźny weekend czy dni
odwilży. Nie wolno jednak zapomnieć, że pogoda jest zmienna, a prognozy nie
zawsze wiarygodne. Zwłaszcza tam, dokąd się wybieramy: skocznie zazwyczaj
buduje się w górach czy przynajmniej w ich pobliżu, a to zawsze są miejsca, w
których warunki zmieniają się niezwykle szybko.
Tak czy inaczej, pakując ubrania
na skocznie dobrze jest zaplanować właśnie założenie kilku warstw. Ja na
przykład przygotowaną mam zawsze bieliznę termiczną, na to koszulkę z długim
rękawem, sweter, bluzę i ciepłą kurtkę. W dzień zawodów, zależnie od pogody,
trochę tę listę skracam – od zostawienia jedynie koszulki i kurtki w ciepłe dni
odwilży aż po dokładnie upakowanie na siebie wszystkich powyższych elementów na
konkursy wieczorne w wyjątkowo zimne dni (każdemu polecam zakopiańskie -20
stopni dla hartowania organizmu). Trzeba przy tym koniecznie zwrócić uwagę na
godzinę rozgrywania zawodów – w ciągu dnia zawsze jest cieplej niż (zwłaszcza
kilka godzin) po zmroku. To wydaje się oczywiste i może niewarte uwagi, ale
różnica potrafi być naprawdę ogromna! Zwłaszcza, że spędzamy kilka godzin
stojąc w miejscu (pomijając chwile, gdy tańczymy). W ten sposób dużo łatwiej
zmarznąć niż w trakcie wieczornego spaceru!
Jeżeli przeraziła was ilość
rzeczy, które wkładam na siebie, to od razu dodam, że jestem strasznym
zmarzluchem (zupełnie nieodporny na zimno kibic sportu zimowego – przyznacie,
ze to prawdziwa ironia losu), który w mroźne dni na skocznię ubiera także grube
rajstopy i legginsy, a potem dopiero właściwe spodnie. Jeżeli macie na zimno
nieco większą odporność, prawdopodobnie nie potrzebujecie aż tak się
zabezpieczać - ale i tak zadbajcie o warstwy!
Jeżeli obawiacie się, że w całym
tym rynsztunku trudno jest chodzić, to macie rację. Dobrym pomysłem na
zmniejszenie jego ilości może być zaopatrzenie się w ubrania narciarskie.
Zwłaszcza polecam spodnie narciarskie i (ze wszech miar!) rękawiczki.
Rękawiczki to w ogóle ważny element, w którym także stosuję moją złotą zasadę
warstw – na cienkie, pozwalające wykonywać sporo swobodnych ruchów jak
wyciągnięcie telefonu z kieszeni czy przekąski z plecaka, zakładam zawsze
drugie, grube, z jednym palcem. Są połączone sznurkiem i wyglądają dość
śmiesznie, ale absolutnie je uwielbiam. W cieplejsze (mniej zimne?) dni takie
dodatkowe zabezpieczenia bywają zbędne, ale w wyjątkowo zimne wieczory stają
się niezbędne.
Pamiętajcie też, żeby mieć ze
sobą szalik (w tym wypadku niekoniecznie biało-czerwony, choć te oczywiście polecam),
który w razie potrzeby naciągnięcie wysoko na nos. Z doświadczenia wiem, że to
zwykle ta część ciała, która zamarza jako pierwsza ;)
Jeszcze jedna porada dla
zmarzluchów: na wyjazd dobrze jest zabrać krem lub nawilżającą pomadkę – kiedy jest bardzo zimno po powrocie ze
skoczni okazuje się, że moje wargi są tak spierzchnięte, że ledwo mogę mówić.
Nałożenie na nie grubej warstwy takiego specyfiku jest szybkim i skutecznym
rozwiązaniem tego problemu.
2. Unieś się nad ziemię!
Dosłownie. Na wielu obiektach (gdy
pada, pewnie na wszystkich) trybuny pokryte są śniegiem. Być może nigdy się nad
tym nie zastanawialiście, ale stanie na zmarzniętym chodniku jest zupełnie czym
innym, niż stanie na grubej warstwie śniegu. W tym ostatnim przypadku od ziemi
„ciągnie” zimnem, które może łatwo spowodować, ze stracicie czucie w palcach
stóp. Dlatego dobrze jest trochę oddalić się od podłoża – w poście o
Klingenthal wspominałam już o piankowych „podestach”, które można tam kupić. W
Polsce z takim wynalazkiem się nie spotkałam, ale często widzę kibiców
zaopatrzonych w domowej roboty wersję takiego gadżetu – może to być na przykład
kawałek twardego styropianu. Innym (lub komplementarnym) rozwiązaniem jest
założenie butów, które trochę oddalą nas od śniegu – dla odważnych dziewczyn
nie obawiających się spektakularnych upadków w drodze do skoczni mogą to być
buty na obcasie. Natomiast jeżeli chodzicie po górach i posiadacie przeznaczone
do tego celu buty za kostkę, prawdopodobnie dobrze sprawdzą się one również na
skoczni – chociażby z powodu swojej grubej podeszwy. Ja osobiście do
strategicznie dobranych butów dokładam jeszcze tyle skarpet, ile tylko dam radę
zmieścić (mój rekord wynosi 5 par), ale jak wspominałam, mnie robi się zimno
chyba jako pierwszej osobie na całej skoczni.
3. Kibic kolorowy i gotowy
Na skocznie fajnie jest ze sobą
zabrać jakiś gadżet w barwach naszej ulubionej drużyny – w szaliki, czapki i
flagi można zaopatrzyć się w drodze na skocznię – zawsze spotkamy liczne
stragany, na których dostaniemy kibicowskie akcesoria w barwach większości
krajów zazwyczaj występujących w Pucharze Świata. W zależności od tego, co
dokładnie kupujemy, jest to zwykle wydatek rzędu 10-20 złotych. Natomiast
jeżeli jesteśmy fanami jakiejś mało popularnej reprezentacji i chcielibyśmy to
pokazać na skoczni, na wszelki wypadek lepiej z wyprzedzeniem zaopatrzyć się w
odpowiednie gadżety. Oczywiście gorąco polecam przygotowywanie swoich własnych
akcesoriów – np. w tym roku na polskich skoczniach zadebiutuje mój
własnoręcznie wykonany biało-czerwony szalik ;)
4. Czy najem się wrażeniami?
W okolicy skoczni zawsze można
zjeść i napić się czegoś ciepłego. Czasem wygoda jest większa i nie trzeba w
tym celu wychodzić z terenu obiektu – jak w Wiśle, ale zdarza się, że aby
zdobyć coś do jedzenia, skocznię trzeba opuścić – jak w Zakopanem. Zwłaszcza w
tym drugim przypadku powrót na swoje wcześniejsze miejsce może stanowić nie
lada wyzwanie, nawet jeżeli ktoś je dla nas zajmuje – samo przepchnięcie się
przez tłum nie jest sprawą łatwą (zwłaszcza, jeśli w rękach mamy kubki z gorącą
herbatą). Ale bywa też o wiele łatwiej: na przykład w Garmisch-Partenkirchen
osoby z obsługi krążyły między kibicami na plecach dźwigając baniaki grzanego
wina, które za drobną opłatą nalewali do plastikowych kubeczków.
Jeżeli jedziecie w nowe miejsce i
nie wiecie, czego się spodziewać, dobrym rozwiązaniem jest rozejrzenie się po
skoczni i jej okolicy w trakcie kwalifikacji – jeżeli uznacie, że ceny są
rozsądne, a lokalizacja punktów gastronomicznych dogodna, kwestia prowiantu
jest rozwiązana. Lecz jeżeli tak nie będzie (a raczej nie będzie), dobrze jest
zabrać coś ze sobą: polecam czekoladę, energia na skoczni bardzo się przydaje.
Natomiast na wyjątkowo mroźne dni stanowczo odradzam wszelkiego rodzaju batony
z ciągnącym się (np. karmelowym) nadzieniem. Miałam kiedyś taki ze sobą w
zakopiański wieczór przy -15 stopniach. Ostatecznie go nie zjadłam, bo zamarzł
tak, że nie dało się go ani ugryźć ani połamać na kawałki. Czekolada w
tabliczce jest pod tym względem znacznie prostsza w obsłudze. I radzę zjeść lub
napić się czegoś ciepłego przed wyruszeniem na skocznię.
Jeżeli chodzi o zabranie ze sobą
herbaty w termosie, nie mogę wam powiedzieć, czy jest to dozwolone. Przepisy są
przeróżne, a na przykład w Zakopanem każdego roku każdego dnia każdy ochroniarz
mówi nam w tej kwestii coś innego. Dlatego też polecam dopytanie się o te
kwestie w trakcie kwalifikacji: tego pierwszego dnia na skoczni jest się zwykle
sporo krócej, więc nie zginiecie bez herbaty, a potem, nawet jeżeli do
następnego dnia ochroniarze zmienią zdanie w tej kwestii, możecie zasłaniać się
pozwoleniem uzyskanym poprzedniego wieczora.
Gdyby przyszło Wam do głowy
przemycenie termosu na skocznię tak po prostu – to też może się udać lub nie.
Kontrole osobiste na polskich skoczniach w zależności od roku wahają się od
dotknięcia nieotwartej torby aż do wyciągania z niej rzeczy i odkręcania
rzeczonego termosu, by upewnić się, że nie ma w nim alkoholu (choć nasza
herbata zwykle bywa nieco „doprawiona”, po prostu nie na tyle, by wzbudzić
podejrzenia ;) ).
5. Hej, ho, hej ho…
… na skocznię by się szło! Ale o
której godzinie? I gdzie się ustawić? Jeżeli chodzi o miejsce, większość trybun
budowana jest w sposób, który umożliwia dobry widok na zeskok z całej ich
powierzchni (chociaż uważajcie na trybunę stojącą po prawej stronie skoczni w
Wiśle). Mogą przeszkadzać wam jedynie flagi (przede wszystkim te duże,
rozwijane na cały konkurs). Dlatego po wybraniu miejsca upewnijcie się, że
żadna nie zasłania wam najważniejszej części zeskoku. Jeżeli takowa pojawi się
później, gdy już nie będzie możliwości ustawienia się gdzie indziej, proponuję
po prostu podejść do jej właścicieli i wyjaśnić problem. Z doświadczenia wiem,
że macie sporą szansę na pokojowe rozwiązanie. ;)
W kwestii czasu: są różne szkoły.
Osoby chcące stać w pierwszym rzędzie z pewnością najlepiej zrobią pojawiając
się na skoczni o godzinie otwarcia bram
(informację o tym, kiedy to będzie, można znaleźć na bilecie lub w programie
weekendu). Jeżeli wam na tym nie zależy, polecam zajęcie strategicznej pozycji
na kilka chwil przed rozpoczęciem serii próbnej. Wielu osób nie ma jeszcze na
trybunach o tej porze, więc wybór miejsca wciąż powinien być spory. Jednak
niezależnie od tego, o której chcecie znaleźć się na skoczni, pamiętajcie, żeby
uwzględnić możliwość utknięcia w kolejce do wejścia na kilkanaście minut!
Mam nadzieję, że te kilka wskazówek
przyda Wam się przy planowaniu szczegółów Waszego wyjazdu. Jeżeli macie ochotę
poczytać więcej o samej organizacji takiej wycieczki – jak się tam dostać,
gdzie spać, jakie bilety wybrać i tym podobne ważne kwestie poruszyłam w
poprzednim poście z poradami. Znajdziecie go tuż pod tym właśnie przez Was
czytanym, jeśli wybierzecie kategorię „porady/advice” z górnego menu.
Trzymajcie się ciepło!
///
The new season is on the go for
about two weeks now, and that means most of our ski jumping trips are fast
approaching. I already gave you some tips for organizing them (you can find
that post in the “advice” section of the menu) and so today it is time to say a
bit more about going to the competition itself, so that you can have a safe and
fun day!
1.
Layers. More layers. Even more
layers.
It’s like my golden rule – always
wear layers to the hill. It’s a good idea to think about it while packing for
your trip. Remember to check the weather prognosis so that you have some clue
about what to expect. Of course, it’s only an indication and the conditions can
change quickly especially in the mountains.
I usually prepare a long-sleeveed
shirt, a sweater, a big sweatshirt and a warm jacket. On the day of the
competition I shorten that list accordingly to the weather – on especially
pleasant days I wear only a shirt and a jacket, but when it’s really really
cold I put on everything from that long list. Remember also to consider what
time does the race start – in the evening it gets much much colder! This may
seem like an obvious thing, but the difference can be huge, especially if you
stand in one place for a few hours.
If you’re terrified with how long my
list of clothing is, it’s important to tell you that I’m usually cold (kind of
ironic for a winter sport fan) and so I also wear thick leggings and tights
under my pants when I go to the hill. If you’re a little bit more immune to
cold you surely can manage with a little less stuff.
Also, if you think it’s hard to move
in all that winter armor, you’re right. A good idea to make it easier is to use
clothes designed for skiing – especially pants and (I can’t stress how
important that is) gloves! I also apply my layers rule here. On particularly
cold days I have one thin pair that allows a lot of movement like taking my
phone out or getting snacks out of my backpack and another really thick woolen
ones on top.
Remember to have a scarf with you
that you can cover everything up to your nose with. My experience tells me that
it’s gonna be your nose that freeze
first. ;)
Also, one more small tip for people
who get clod easily – it’s a good thing to pack some lip balm for your trip.
After coming back from the hill my lips are often so dry that it hurts to
speak, but a thick layer (layers everywhere) of some good moisturizer is
usually enough to help.
2. Rise above the ground!
And I mean literally. In most cases
the stands will be covered with snow. You probably never thought of that, but
standing on a thick pile of snow is a bit different than standing on a
sidewalk. It can get your feet really cold, so any way of lifting yourself up a
bit is a good idea – some girls who are not afraid of spectacular falls on
their way to the hill wear boots with high heels, if you have shoes that cover
your ankle for going to the mountains those are also a good idea since the
usually have a thick sole. In my post about Klingenthal I mentioned those
special foam pads that you can stand on. If you can’t get those, you can use a
home-made version of it – like a piece of polystyrene. I saw some people doing
that in Zakopane. I, except for wearing my strategically chosen boots, always
put on as many socks as I can fit in them (my record is five pairs). But as I
said, I think I’m the first person on the whole hill to get cold.
3. Show your colors!
It’s always nice to have some fan
accessories in your teams colors with you on the stands. If you support locals
or some well-known squad, you can usually get everything you need on your way
to the hill or right before you go to your place on the stands. But if you’re a
fan of some less well known teams it may be a good idea to buy everything you
need before your trip. Of course I highly encourage making your own accessories
– this season In Wisła and Zakopane I’m gonna wear a white and red scarf I
knitted for myself ;)
4.
I’m on a magic-flavoured air diet.
Around the hill there are always
some places where you can eat or drink something hot. Sometimes you don’t even
have to heave the venue, but still, it can be a challenge to get back to your
place on the stands. Sometimes, like
when I was in Garmisch-Partenkirchen, there were people from the service who walked around among fans carrying
a big flask filled with mulled wine on their back. For a small fee they poured it
into plastic cups. I thought it was genius. And also delicious. Like ski
jumping ambrosia.
If you’re going to a new place and you have no
idea what to expect, just look around during the day of qualification. There’s usually
less people so it’s pretty convenient. And if you decide that there’s no way
you’re going to get back to your place on the stands if you want to buy
something when there’s more people or that prices are way too high (they often
are) I highly recommend taking something with you. Chocolate is always a good
idea since your day at the hill can be pretty exhausting and getting some extra
energy is highly appreciated. But, on the particularly cold days I highly
discourage you from bringing any chocolate bars with filling like caramel or
anything else that is supposed to be soft, but will freeze in -15 degrees. I
did it once and it was impossible to bite into it or even to break it into
pieces. So just be smart about this.
If you’d like to bring your thermos
with you, you can try, but I can’t guarantee any specific result. Sometimes it’s
allowed, sometimes it’s not (in Zakopane it changes from year to year and even
day to day, but we always managed to get ours inside). So it’s best to ask
about this the day of qualification. And if it changes to the next day, you
will at least have a good excuse since you asked. You can also try to sneak it
in, but that also can go both ways. In Zakopane, there are years when the
security guards don’t even ask you to open you bag or barely look inside, but
sometimes they may literally look through your stuff. No idea what it depends
on, but I hope there are some established rules in other places.
5. I have my layers on, my snacks and accessories with me, but I’m still
lost!
Okay, now you have everything you
need, so it’s time to go to the hill. A few important notes: it usually doesn’t
matter where exactly you are, since stands are built in a way that makes it
possible to see the hill from all places (not always though, Wisła is an
example here). The only thing that can get in your way are those huge flags
that people have sometimes – not the ones you wave, but those attached to
sticks on both sides. So make sure something like that isn’t blocking your
view. If someone shows up with it after you already found your spot and there’s
no way for you to move anywhere else, my experience shows that it usually helps
just to go to the flag’s owners and explain the problem.
Alright, but when to get there?
Well, that depends. If you want to be in the first row, it’s best to come some
time before the gates are open (you can find that information on your tickets
or in the program). If you don’t care that much I suggest showing up some time
before the trial round starts. A lot of people are not there yet so you should
have a good choice of place to stand. But no matter what time you want to be
there, remember that you can get stuck in a queue for over a dozen minutes!
I hope I was helpful and you learned
something important that you will test this season. If you do, let me know how
it went ;)
Take care!
Świetnie napisane. Szkoda, że nie było takich rad kiedy ja pierwszy raz jechałam na skoki (szukałam!). Uwielbiam Twój blog, też jestem wielką fanką skoków i często mam wrażenie jakbym czytała o sobie :)
ReplyDeleteDzięki za miłe słowa :)
DeleteStąd też właśnie wziął się pomysł na post - sama żałuję, że przed moim pierwszym weekendem na zawodach Pucharu Świata nikt nie powiedział mi kilku rzeczy :) sprawdzanie na sobie jest bardzo skuteczne, ale bywa bolesne :)
Świetny wpis.Przez konkurs w Zakopanym dowiedziałam się że mogę mieć na sobie tyle warstw ubrań!Na nogi polecam oprócz zwykłych, skarpetki narciarskie , naprawdę dużo dają !Pozdrawiam Asia
ReplyDeleteHaha, dokładnie, sama też dowiedzialam się tego dopiero w Zakopanem :)
DeleteSkarpetki narciarskie to też super pomysł! Zapamiętam! :)
Idealny poradnik na konkurs skoków! Ja gdy jechałam rok temu na PŚ Zakopane, nie mogłam znaleźć takich porad, wiec musiałam liczyć na samą siebie :/ Dodałam twojego bloga do polecanych ^^. Jeśli masz chwilę zapraszam do mnie na wywiad z Vojtěchem Štursa :) ;*
ReplyDeleteWydaje mi się właśnie, ze trochę brakuje takich miejsc z podpowiedziami na skoki - kiedy będzie się pierwszy raz łatwo jest zapomnieć o najbardziej oczywistych rzeczach, a to zawsze jakiestam ułatwienie :)
DeleteNa pewno wpadnę! :)